facebook
Polskie legendy

SZRONOWY OLBRZYM

 

      Dawno, dawno temu, kiedy na czele Azów bogów Północy stał nieśmiertelny Odyn, bogowie ci nie mieli jeszcze swojej siedziby i schronienia.

     Ich zgromadzenia odbywały się każdego dnia w cieniu wiecznie zielonego Igdrasila, świętego jesionu. Lecz ten, choć potężny, bo na nim właśnie wspierało się sklepienie niebios, nie dawał bogom należytego i bezpiecznego schronienia. Jego nazwa oznacza Rumak Odyna, bo to na nim król bogów powiesił się na targanych wichrem konarach aż na dziewięć dni i zranił się jeszcze własną dzidą, aby tym cierpieniem odkupić pozyskanie magicznej wiedzy i cudownej znajomości czarodziejskich liter- RUN. Z czego     i dla nas płynie nauka nielicha.

      Uradzili więc bogowie wznieść sobie grodzisko i nazwać je Azgard- twierdza Azów.

      Ale że do pracy i to ciężkiej, skorzy nie byli, rozglądali się i rozgłaszali dookoła za budowniczym. Wieść ta dotarła aż do Szronowych Olbrzymów mieszkających w lodach dalekiej Północy, odwiecznych wrogów rodu Azów. Jeden z nich imieniem Im przykrył lodowe ciało ubraniem, okrył je płaszczem, uczernił należycie twarz i dłonie i jako Czarny Wielkolud zgłosił się do pracy. Obiecywał też solennie wznieść gród niedostępny, z góry już ciesząc się, jako jego budowniczy, że pozna wszystkie jego tajemnice. Co w przyszłości przydać się mogło.

      Ale by nadmiernym zapałem się nie zdradzić, za swą pracę zażądał najpiękniejszej z bogun, opiekunki miłości, Frei. Zaś gdy pracę wykona w terminie, to jeszcze nagrody w postaci słońca i księżyca.

     Azowie, świadomi trudności w realizacji tak wielkiego dzieła, zgodzili się na tę wygórowaną zapłatę, pod warunkiem jednak, że praca zostanie wykonana w mrokach zimy, jeszcze przed nastaniem pierwszego blasku wiosennego słońca.

      Imowi bardzo odpowiadał ten termin, bo bał się tych gorących promieni słonecznych, no i wykrycie jego szronowej tajemnicy. Jakież było zdumienie bogów wykonana pracą i przerażenie, gdy ostatniego zimowego dnia ujrzeli wznoszące się dumnie iglicę twierdzy, By dzieło dokończyć, brakowało jeszcze tylko bramy zamykanej na tysiąc rygli.

     Jeżeli przez noc olbrzym dzieło ukończy, zabierze na kraniec ziemi przepiękną Freję, a bogom odtąd przyjdzie żyć w wiecznym mroku, nocy, no i jeszcze bez najurodziwszej z bogiń, opiekunki wszystkich zakochanych, a także poległych w bojach rycerzy.

      Rozpacz wielka ogarnęła bogów i gdyby nie spryt boga Lokiego, stracili by pewnie   i Freję, i słońce. Loki bowiem przedzierzgnął się w białą dorodną klacz i zaczął namiętnym rżeniem wabić Imowego karosza. Ten słysząc takie miłosne wezwanie, rozerwał krępującą go uprząż i popędził za klaczą na dzikie uroczyska i ostępy.

       Zrozpaczony Im noc całą szukał niewczesnych kochanków i gdy błysnęło słońce w pierwszy wiosenny dzień, okazało się że budowla nie została ukończona. Straszny gniew porwał go za włosy i pogarda śmierci na taki podstęp bogów i rzucił się ze swą bronią na nich rycząc okrutnie.

      Łatwo przewidzieć, jaki los by ich wszystkich spotkał, gdyby nie Mielnir- Młot Druzgotacz boga Thora. Świstnął on przecinając powietrze nad przerażonym tłumem bogów i skruszył Imowi olbrzymią maczugę już wzniesioną do ciosu. Zanim jednak młot sam powrócił do rąk swego pana, Im zrozumiał, że zostanie nim pokonany, zanim dotrzeć zdoła do przeciwników.

       Pozostała mu tylko ucieczka. Ale droga na Północ w krainę Szronowych Braci była odcięta, runął wiec na Południe, nie bacząc nawet na ciemną barwę swojego ciała, którą pokrył lodowe wnętrze. Ale zanim dopadł zbawczych wód Bałtyku, straszliwy młot znów świsnął urywając mu w przelocie lewe ramię.

      Obaj dopadli siwych fal. W wodzie jednak krępującej ruchy Thora i łagodzącej straszliwe uderzenia młota, rosły z chwili na chwilę szanse uciekającego. I kto wie, może ucieczka by się udała, gdyż Im, wydarłszy się wreszcie na morski brzeg, bystro uciekał, mimo że pot już oczy mu zalewał i do porzucenia z siebie resztki odzienia zmusił. Może by i uciekł, bo kryć go już zaczęła góra gęsta puszczą porosła, gdy straszliwy młot w sam kark go ugodził i na ziemię w pędzie obalił.

      Pod tym uderzeniem rozpadł się jego bark i prawe ramię z lodowych brył przecie uczynione.

     Głowa też dopiero w lutym borze za Storkowem się zatrzymała, a tarcza, co mu plecy chroniła, w drzazgi rozbita w kawałkach aż pod Krzemień i Bytowo poleciała, bokiem w grunt się wbijając głęboko.

      Topniały potem lata całe te lodowe bryły w cieple pomorskiego słońca w jeziora się zamieniając. Z kształtu ich zaś dzisiaj i Imowego Płaszcza pod Oświnem porzuconego dopatrzyć się można i ułomków zbroi olbrzyma. A też i reszty jego ciała, zaraz za górą Głowacz na lewym boku leżącego, gdzie ludzie po wiekach osadę obronną założyli        i miasto potem cudne Ińskiem zwane.

      Do naszych też czasów, nie wiadomo nawet jak przecie, nazwa tej pięknej pomorskiej Ziemi przetrwała- Pojezierze Imskie, z którego do dziś przecie rzeka Ina spływa.

 

   Legenda pochodzi ze zbioru pt. ,, Siedem świętych kręgów’’, Kielce 2002, str. 15-17.

Autor: Janusz Władysław Szymański